Władimir
Putin udzielił 1 września obszernego, prawie dwugodzinnego wywiadu podczas
pobytu we Władywostoku z okazji II Wschodniego Forum Gospodarczego. Rozmówcą
prezydenta Rosji był red. John Micklethwait.
Prezentuje wywiad w czerech częściach, tytuły części
pochodzą ode mnie
Cz. 3
"Wierzymy w fundamentalne
podstawy europejskiej gospodarki"
Mówił
Pan o rosyjskiej gospodarce, o zasobach (jeszcze o tym porozmawiamy), ale kiedy Pan
mówił, to pomyślałem, żeby Pan podał jakieś szczegóły tego zintensyfikowania w
Rosji. Pojedzie
Pan na „Dwudziestkę”, widział Pan, co się wcześniej dzieło na Zachodzie i był
Pan na szczytach „Dwudziestki”, częściej niż jakikolwiek innych przywódca. Czy
kiedykolwiek widział Pan Zachód tak podzielony, tak niezadowolony z siebie, w
takich wątpliwościach? Wszyscy pamiętamy wyjście Wielkiej Brytanii, kryzys imigracyjny,
wybory i wszystkie inne problemy. Czy teraz dla Pana Zachód jest podzielony jak
nigdy dotąd, czy nie? Jak Pan to tłumaczy?
- Wiele jest problemów w światowej gospodarce, jako
całości, w gospodarce zachodniej także są duże problemy: starzenie się społeczeństwa,
spadek tempa wzrostu wydajności pracy. To sprawy oczywiste. W ogóle, dane
demograficzne są bardzo trudne.
Następnie - prawdopodobnie, jak uważają sami
specjaliści, a przecież pan jest, jak raz, jednym z najlepszych specjalistów w
tej dziedzinie - w polityce rozszerzenia UE nie wzięto pod uwagę pewnych
elementów, związanych z gotowością tych lub innych gospodarek do wejścia w
strefę euro.
Wejście we wspólną walutę z dość słabymi wynikami
ekonomicznymi i utrzymać, nie tyle tempo wzrostu, co uchronić samą gospodarkę
przed ciężkimi implikacjami - jest bardzo trudne. Przechodziliśmy to, nie tylko
w Europie, poznaliśmy to (ileś tam, dziesięć, albo więcej lat temu) w
Argentynie, która mocno związała narodową walutę z dolarem amerykańskim, a
potem nie wiedziała, co z tym robić. Tak jest z wejściem w strefę euro.
Sądzi Pan że euro przetrwa w ogóle, waluta euro?
-
Mam nadzieję, że tak. Dlatego, po pierwsze, – że wierzymy w fundamentalne
podstawy europejskiej gospodarki. Widzimy, że zachodnioeuropejscy liderzy wobec
nich toczą spory. Oczywiście, my to rozumiemy, widzimy to także doskonale i
obserwujemy, analizujemy. Ale mimo to, uważam, (nie wiem czy poprawnie, czy
niepoprawnie, zawsze jest to spojrzenie z boku), że mają bardzo pragmatyczne
podejście do rozwiązywania problemów gospodarczych.
Nie nadużywają instrumentów finansowych,
finansowego „pompowania”, a przede wszystkim szukają zmian strukturalnych, co w
rzeczywistości, nie mniej ostro jest postawione i w naszej gospodarce. A być
może i ostrzej, mając na uwadze problemy, których do tej pory nie możemy
pokonać, mianowicie, dominację nafto-gazowego sektora w Federacji Rosyjskiej, a
tym samym uzależnienia od dochodów tego nafto-gazowego sektora.
Ale
i w Europie jest to samo. To nie – uzależnienie od ropy i gazu, ale reformy,
zalegające od dawna, i myślę, że wiodące gospodarki europejskie bardzo
pragmatycznie i doskonale podchodzą do wyzwań, stojących wobec rozwiązywania
swoich problemów. Dlatego też my około 40 proc. naszych złoto-walutowych rezerw
przechowujemy w euro.
Jak Pan myśli, Europa
przetrwa z tymi samymi członkami? Z Unii Europejskiej nikt już poza Wielką
Brytanią nie wyjdzie?
-
Proszę mnie zrozumieć, nie chcę odpowiadać na Pana prowokacyjne pytanie, choć
wiem, że może być ono interesujące.
Ależ, Pan wiele razy
krytykował Europę, dlaczego Pan teraz….
-
Tak, krytykowałem, i raz jeszcze powtarzam: trzymamy 40 proc. naszych rezerw
walutowych w euro, nie jesteśmy zainteresowani upadkiem strefy euro. Chociaż,
nie wykluczam, że mogą być przyjęte takie decyzje, które skonsolidują grupę
państw o równym poziomie gospodarek, co tym samym, jak myślę, tylko wzmocni
euro.
Ale
mogą być i inne, pośrednie decyzje, podjęte w celu zachowania w strefie euro
istniejącej obecnie liczby członków. To nie nasze zadania, ale zawsze z największą
uwagą je śledzimy i życzymy sukcesów naszym europejskim partnerom.
To,
co Pan mówił o krytyce… Krytykowałem politykę zagraniczną, co oznacza, że nie
ze wszystkim się w niej zgadzamy. My, rzeczywiście mocno krytykowaliśmy wiele
rzeczy, widzieliśmy, że nasi partnerzy popełniali wiele błędów (z pewnością, my
także, nikt nie jest wolny od ich popełniania), ale w stosunku do gospodarki,
powtarzam raz jeszcze, w mojej ocenie, i Unia Europejska, i wiodące gospodarki
Europy, są bardzo pragmatyczne, idą w dobrym kierunku.
Wróćmy do rosyjskiej
gospodarki. Zacznijmy od wymiennego kursu rubla. Wiem, co Pan odpowie – że to
prerogatywy Banku Centralnego i ustalenia kursu wg rynku. Ale 19 lipca, kiedy
za dolara płacono 62,8 rubli, Pan stwierdził, że rubel jest zbyt silny.
Krytykował Pan tą tendencję. Obecnie płaci się 65 rubli. Czy wystarczająco on
osłabł, by był Pan zadowolony, czy też powinien dalej słabnąć?
-
Ależ ja nie krytykuje pozycji Banku Centralnego! Naprawdę zawsze wierzyłem i
nadal wierzę, że Bank Centralny powinien działać niezależnie. I w
rzeczywistości tak się dzieje, może mi Pan wierzyć. Nie ingeruję w decyzje
Banku Centralnego, nie wydaję dyrektyw zarządowi banku czy jego prezesowi. Bank
Centralny, spogląda na to, co dzieje się w gospodarce, a ja oczywiście, jestem
w kontakcie z członkami zarządu i prezesem banku, ale nigdy nie wydają żadnych
dyrektywnych rozporządzeń. Jeśli powiedziałem, że rubel jest zbyt silny, nie twierdziłem,
że postawa Banku Centralnego jest nieodpowiednia. Mówiłem, że to nakłada
dodatkowe obciążenia na specjalistycznych branżach zorientowanych na eksport. A
to, że tak jest, to razem z panem doskonale wiemy. Kiedy rubel jest słabszy,
łatwiej sprzedać. Łatwiej produkować przy tańszym rublu i sprzedawać za drogie
dolary, uzyskiwać większe przychody w dolarach, potem dolary zamienić na ruble
i mieć większe dochody. To są elementarne rzeczy…
Ale
jeśli mówimy już o sprawach fundamentalnych, to kwestia regulacji kursu (rubla – przyp. red.) naprawdę dotyczy
funkcji głównego regulatora, mam na myśli, Banku Centralnego. I tutaj powinien
on myśleć oczywiście, o tym, jak reaguje gospodarka, jak przemysł reaguje, ale
także musi myśleć o swoich fundamentalnych zadaniach, by zapewnić stabilność
kursu. Główny
problem w stabilności kursu. Tak, czy inaczej, Bank Centralny, przy wszystkich
niuansach, tym wszystkim zarządza. I to w końcu udało się to zrobić, po tym,
jak Bank Centralny przeszedł na płynny kurs waluty narodowej.
Bank
Centralny powinien brać pod uwagę także inne sprawy: stabilność systemu
bankowego w kraju, powinien obserwować, jak zwiększać lub zmniejszać podaż
pieniądza w gospodarce, jak to wpływa to na inflację. Istnieje wiele czynników,
o których musi myśleć Bank Centralny, i lepiej, jeśli nie naruszamy jego
kompetencji.
Czy chciałby Pan, żeby rubel
jeszcze trochę osłabł? Pomogłoby to rosyjskiej gospodarce? Pana osobiste
zdanie? Wiem, że to nie Pański obszar odpowiedzialności, ale Pan go komentował.
Jakie jest obecne Pana stanowisko?
-
Stoję na stanowisku proszę Pana, że kurs musi odpowiadać poziomowi rozwoju
gospodarki. Dlatego, że zawsze jest to równowaga, balans interesów, i musi kurs
(rubla wobec obcej waluty, w tym dolara – przyp. red.)
odzwierciedlać tę równowagę. Równowagę między tymi, którzy sprzedają coś
zagranicę i dla nich jest korzystny słabszy kurs, a tymi, którzy, kupują i
potrzebują do tego wyższego kursu. Równowaga między krajowymi producentami, na
przykład producentami rolno-spożywczymi - to jest ich interes. U nas, w taki
czy inny sposób, ze wsią jest związanych 40 mln rosyjskich obywateli. To jest
bardzo ważne! Nie można też zapominać o interesie kupujących, którzy chcą by
ceny w sklepach były ciut-ciut niższe.
Dlatego,
podkreślam, kurs nie może być zorientowany na interesach konkretnej grupy lub
jednej-dwóch grup, on powinien odzwierciedlać fundamentalne interesy całej
gospodarki.
Więc Pan nie narzeka,
nie wyraża Pan swego niezadowolenia, tak mogę to ocenić?
-
Nigdy nie wyrażałem niezadowolenia, i nie narzekałem. Po prostu, podkreślałem,
że dla jednej z grup, mianowicie - eksporterów, byłoby wygodniej mieć słabszego
rubla.
Wróćmy do rezerw. Powiedział
Pan, że to 500 mld dolarów, teraz - 400.
Oczywiście, jest to lepsze niż na początku kryzysu. Chce Pan ponownie wzrostu
do 500 mln. Jak Pan myśli, czy jest to realne wobec tak zorientowanych
wskaźników i kiedy Bank Centralny zacznie skupować dolary, by rezerwy wzrosły,
i czy w ogóle zacznie?
- Bank Centralny i tak stale kupuje,
kupuje-sprzedaje, taka jego praca. W ciągu półrocza, jak wiem, złoto-walutowe
rezerwy Banku Centralnego wzrosły o 14 proc.
Nieco powrócił do
poprzedniego poziomu, ale nadal nie kupuje systematycznie dolarów, jak
przedtem.
-
Oboje z Panem wiemy o wymaganym poziomie zapasów Banku Centralnego, a cel,
także jest nam obojgu doskonale znany, co możemy powiedzieć szerokiej opinii
publicznej. Celem złoto-walutowych rezerw Banku Centralnego nie jest finansowanie
gospodarki, ale jego celem jest zapewnienie obrotów handlu zagranicznego.
Dlatego
konieczne jest, aby ich poziom był w stanie zapewnić obroty handlu
zagranicznego dla takiej gospodarki, jak Rosja, przez co najmniej trzy
miesiące. No, ale u nas poziom jest taki, że może on zapewnić nam obrót
towarowy - jeśli wszystko przestanie działać, tylko dzięki rezerwom złoto-walutowym
– przez co najmniej pół roku lub dłużej. Tak, więc, mamy więcej, niż
wystarczająco.
Z punktu widzenia zapewnienia stabilności gospodarki i obrotów w handlu
zagranicznym, u nas są obecnie absolutnie wystarczające złoto-walutowe rezerwy.
I wszystko inne – kupno i sprzedaż waluty – powiązane są z wewnętrzną regulacją
rynku walutowego. I jak na to będzie reagował Bank Centralny i jak to wpłynie na
wzrost złoto-walutowych rezerw – trudno powiedzieć. Nie możemy zapominać, że
mamy jeszcze w rezerwie fundusze rządowe: faktyczny fundusz rezerwowy i krajowy
fundusz świadczeń socjalnych, a to daje w sumie – 100 mld dolarów.
Tłumaczenie własne
na podstawie rosyjskich
stenogramów
udostępnionych przez
Kancelarię
Prezydenta FR
video i
zdjęcia
Kancelaria Prezydenta FR